Zaloguj się do portalu romanscy.malopolska.pl | Nie masz konta? Zarejestruj się.

Wojenna historia Juliana Romańskiego

O tym, gdzie się ukrywał, wiedziała tylko matka Zofia i jego przyrodnia siostra Helena ze swoją rodziną. W 1939r. 23-letni Julian brał udział w kampanii wrześniowej. Walczył w Warszawie, bronił Woli. Tam dostał się do niewoli niemieckiej jako jeniec wojenny. Na różańcu z chleba wymodlił ocalenie - z oflagu uciekł w przebraniu żołnierza Wermachtu. Doskonała znajomość języka niemieckiego umożliwiła ucieczkę. Udało mu się wrócić do domu w Stróżach, gdzie znalazł pracę i wstąpił w szeregi Armii Krajowej. Poszukiwany przez gestapo, zmuszony wielokrotnie ratować się ucieczką z powodu rewizji w rodzinnym domu, ostrzeżony przed kolejnym najściem Niemców, pewnego dnia nie wrócił do rodziców. Pierwszym schronieniem w lecie 1943 roku były zabudowania gospodarcze u państwa Kwarcińskich w Lipniczce. Przeziębienie, pozostałość z niewoli, oraz zbliżająca się zima wymusiły zmianę kryjówki. Wtedy to matka uzgodniła z Heleną, że Julian przeniesie się do jej domu. Został przedstawiony jako Romek, syn wujka Stanisława z Szalowej. Gdyby ktoś o niego pytał, należało powiedzieć, że przyszedł do pomocy w pracach polowych.


Jesienią i zimą mieszkał ze wszystkimi w domu, latem, gdy zrobiło się ciepło, jak inni chłopcy spał w stodole. Przez cały czas ukrywania się, w dzień nie opuszczał izby, natomiast nocami wymykał się "do lasu". U Heleny było 5 dzieci, najstarszy Józef miał 18 lat, najmłodsza Maria 4 lata. Jej starsza siostra Zosia (wtedy 8-letnia) dobrze pamięta Juliana, który wtedy był Romkiem. Zawsze czujny, wieczorami, gdy Helena przygotowywała kolację, miał zwyczaj stać w uchylonych drzwiach do kuchni, by szybko je zamknąć, gdy ktoś wchodził do domu. Zdarzało się też, że brał w obronę dzieci, jeśli jego zdaniem zostały niesłusznie skarcone przez Helenę ("Hela, tyś jest niekonsekwentna!"). A dzieci go lubiły, bo miały towarzysza zabaw i nauczyciela. Z drewna wystrugał dla nich figury szachowe (do barwienia wykorzystał sadzę z komina) i nauczył je zasad tej królewskiej gry. Był też pobożnym człowiekiem; codziennie, spacerując po izbie, odmawiał różaniec.


Chwile największej grozy rodzina przeżyła pod koniec lata 1944 roku, gdy do wioski przyszli Niemcy. Niewielki oddział żołnierzy został rozlokowany po domach (w każdym domu po 2-3 Niemców). Do Heleny trafiło dwóch żołnierzy w wieku ok. 30-35 lat. Zajęli izbę, rodzina mieszkała w kuchni, natomiast chłopcy przenieśli się do stodoły. Julian uspokajał siostrę: "Hela, nic się nie bój, jestem Romkiem". Rzeczywiście, Niemcy okazali się "ludzcy", dzielili się jedzeniem, martwili się, że zostawili swoje rodziny na pastwę losu, z sympatią odnosili się do dzieci Heleny. Dziewczynkom nie bardzo się to podobało, prowadziły własną "wojnę" z Niemcami, ukryte na drzewie, bombardowały ich jabłkami, co na szczęście dla nich zostało odczytane jako zabawa. Przed opuszczeniem wioski, Niemcy urządzili sobie pożegnanie w kwaterze komendanta. Po powrocie do "swojego" mieszkania u Heleny, jeden z Niemców zagrał na organkach, a drugi poprosił do tańca przerażoną tym faktem gospodynię. Helena nie mogła odmówić, ale bała się, że mogłaby mieć kłopoty, gdyby zobaczyli ją partyzanci. Znowu Julian uspokajał siostrę: "Hela, ty się nic nie martw!".


Julian opuścił swe bezpieczne schronienie pod koniec 1944 lub na początku 1945 roku, gdy Niemcy już się wycofywali, a wkraczali Rosjanie. Rodzinę, która zapewniła mu dach nad głową w trudnym dla niego czasie, odwiedził jeszcze raz już po wojnie. Efektem tych odwiedzin jest kilka zdjęć, które zrobił swoim krewnym.


Przeżycia wojenne, zdrowie utracone w niewoli i trudności życia po wojnie sprawiły, że Julian odszedł z tego świata w 1954 roku i nie zdążył opowiedzieć swej historii Rodzinie. Stąd, nasza wiedza oparta na relacjach nielicznych już świadków jest niekompletna. Pozostały okruchy wiadomości, które zbieramy jak najcenniejsze perły, by ocalić je od zapomnienia.